a jednak nie pada, wędrujemy na Vysoki Zamek, wzgórze z którego rozciąga się widok na rozległe pola, lasy i miasto Lwów. Dobrze jest dojechać tramwajem do szkoły i stamtąd skręcić w ulice Tatarską , wejście na sam szczyt jest po metalowych schodach i nie jest bardzo stromo, od strony miasta jest dużo trudniejsze podejście.Tędy schodziłyśmy po nacieszeniu oczy widokiem kawałka naszej dawnej ziemi.
Potem powędrowałyśmy do cukierni- Cukierni na ul.Staroyewrejskiej.Wnętrze zabytkowe a słodycze wspaniałe, niestety ,bo zjadłam wielkiego piszyngiera z orzeszkami ( ciastka są na wagę ) i kawę i za wszystko zapłaciłam niecałe 15 zł.
Znowu spacerowaliśmy uliczkami aż doszłyśmy do cerkwi ormiańskiej ze wspaniałymi obrazami Rozena m.in.Pogrzeb św.Odolona.Cerkiew jest remontowana i otoczenie wkoło ale pomimo wszystko warto było tu wejść. Po przeciwnej stronie odwiedziłyśmy bogato zdobiony kościół grekokatolicki.
Obiad był u Złotego dzika z dzikiem wiszącym u powały, mało to apetycznie wyglądało ale jedzonko całkiem smaczne.
Zrobiłyśmy jeszcze zakupy alkoholowe w hurtowni , podobno po niższych cenach ale tego nie sprawdzałyśmy. Tak zaopatrzone wróciłyśmy wcześniej do domu bo ja wyjeżdżałam o 19.55 autobusem do Warszawy.
Na dworzec autobusowy przyjechałam przed czasem , więc jeszcze poszłam na drobne zakupy do pobliskiego sklepu.Autobus był w 1/3 zajęty , więc od razu wszyscy się wygodnie ulokowali bo czekała nas długa droga.Nie dało się spać do granicy bo strasznie trzęsło na wybojach, tym razem jechaliśmy przez Lublin więc zupełnie inne przejście graniczne. Całą noc lał deszcz . Granice przekraczaliśmy ok 3 godzin a planowany przyjazd do Warszawy był na 7 rano.Po przekroczeniu granicy każdy wyciągnął się na 4 siedzeniach i jak dał rade to spał.Mnie głos drugiego kierowcy obudził mówiąc ,że jest już Warszawa.