Po hotelowym śniadaniu pod okiem kamer aby nic nie wynieść z sali ( tego nigdzie nie miałam ) ruszam na podbój Bolonii. Pan , który zobaczył nas z mapą poradził odwiedzić kościół San Martina, w którym na uwagę zasługują organy, posłusznie weszłyśmy i faktycznie organy ciekawe ale nie grały.
Dalej powędrowałam do placu gdzie są Due Torri , czyli dwie wieże.Jedna jest krzywa i nie tak malownicza jak w Pizie , a druga jest wyższa i dostępna dla turystów.
Za 3 euro ( ja za free ) można się wspiąć po 486 stopniach na sam szczyt.Budowę rozpoczęto w 1109 roku, ze 180 wież zachowały się tylko nieliczne w tym te dwie. Niższa wieża Garisenda ma 50 metrów i nigdy nie została ukończona, wyższa Asinelli ma 97,5 metra i jest 4 co do wielkości we Włoszech po wieży w Cremonie ( muszę tam się udać ), Sienie ( tu byłam ) i Wenecji ( chyba nie byłam bo nie pamiętam ).
Szersza cześć wieży czyli tak 1/4 wysokości jest od środka zabezpieczona drągami rozporowymi aby się nie zwaliła.Samo wejście jest przyjemne bo schody biegną tuż przy ścianie i jest duża przestrzeń. Turystów mało, spotkałam tylko 2 pary schodzące na dół , jedna osoba doszła jak byłam na szczycie i dzięki temu mam zdjęcie .Jak schodziłam w dół też tylko minęłam 2 pary.
Widok z góry wspaniały , plątanina uliczek, czerwone dachy i charakterystyczny Plac Maggiore z wielką Bazyliką San Petronio.
Po prostu warto wejść aby móc podziwiać miasto z góry.
Na dole czekała koleżanka, ona nie wchodziła ze mną tylko grzecznie czekała słuchając sobie e-booka i obserwując mieszkańców.
Spacerkiem przeszłyśmy do Placu Maggiore , gdzie jest największa bazylika z cegły we Włoszech poświęcona Petroniuszowi , tutejszemu biskupowi z V wieku.Bazylika miała być 2 razy większa niż obecnie czyli większa od bazyliki św. Piotra w Rzymie ale przez 300 lat budowy brakowało pieniędzy.Fasada frontowa nie została obłożona marmurem z tego powodu a obecnie jest w remoncie zasłonięta płócienną podobizną więc nie można jej dokładnie się przyjrzeć rzeźbie Madonny z Dzieciątkiem nad głównym wejściem.
W środku nie ma jakichś wielkich arcydzieł.Najcenniejsze znajdują się w Cappella Bolognini, czwartej kaplicy w północnej nawie. Są to freski Giovanniniego Da Modena z XV wieku oraz obraz ołtarzowy Jacopa di Paolo.
Cała Bolonia to pasaże chroniące przed słońcem lub deszczem z niezliczonymi sklepami. Można tak spacerować cały dzień.My wyszłyśmy na placyk , gdzie na środku stał Lamborghinii a obok niewielki kościółek Santo Stefano.
Przespacerowałyśmy się starą bolońską Strada Maggiore i zaglądnęłyśmy do kościoła Santa Maria dei Servi.
Stamtąd doszłyśmy aż do murów starówki, gdzie przy każdej większej ulicy znajduje się brama do miasta, jest ich ok 10.
Tu już było mniej ciekawie a bardziej ruchliwie i przeszłyśmy terenem uniwersyteckim aż pod Pinacotekę. Tutaj za 3 euro zwiedziłam wielką kolekcję malarstwa włoskiego od obrazów średniowiecznych po renesansowych.
Zachwycające są Madonny z Dzieciątkiem, bez względu kto je malował.Przeważały obrazy o tematyce religijnej ale było kilka ciekawych płócien o tematyce świeckiej.Tutaj znajduje się jeden z najsłynniejszych obrazów Rafaela "Ekstaza św. Cecylii". Można tu spędzić wiele godzin ale moja percepcja już była osłabiona , wróciłam do hotelu aby złapać oddech.Godzinna sjesta i znowu wyruszamy na miasto. Tym razem chcemy zobaczyć kościół San Domenico,gdzie jest pochowany św.Dominik zmarły w Bolonii w 1221 roku.Nagrobek jest arcydziełem wielu artystów jak Nicola Pisana, Nicola da Bari i Michała Anioła ( klęczący anioł i dwaj święci ).
Powrót to spacer przez całe miasto aby upewnić się o której mamy autobus na lotnisko w dniu jutrzejszym.Idziemy trasą inną z dala od ruchu turystycznego, który tu jest stosunkowo niewielki. Boczne uliczki są raczej ponure, zniszczone i puste.
Wieczorem jeszcze szukamy studentów bo to przecież miasto uniwersyteckie i ich znajdujemy siedzących na placu przed gmachem najstarszego uniwersytetu w Europie.Zaspokoiwszy ciekawość wracamy do hotelu, czas się pakować.