Niedzielny poranek rozpoczynamy od spaceru przez Rynek , w dzień więcej widać, pogoda dopisuje .Ratusz pięknie się prezentuje a obok jest kiermasz świętojański. Stare Jatki otwarły galerie i koty wyszły na powietrze. Idziemy bulwarem obok kolorowego gmachu Ossolineum aż dochodzimy na Ostrów Tumski. Dzisiaj tętni życiem, głównie są tutaj turyści. W katedrze znowu msza więc tylko oglądamy ją z zewnątrz.
Siadamy w kawiarence Chic na kawę i sernik z wiśniami, pycha.
Wracając do centrum kierujemy się do Uniwersytetu aby zobaczyć Aulę Leopoldina. W cenie biletu jest też Oratorium Marianum, nowo odrestaurowana, podobno ze świetną akustyką , gdzie odbywają się koncerty.
Na piętrze bogato zdobiona freskami i obrazami sala Leopoldina robi wrażenie. Ja wchodzę jeszcze na taras widokowy Uniwersytetu , po drodze mijając 17 południk, który przebiega przez gmach Uniwersytetu.
Widok z góry fantastyczny, najbardziej przyciąga mój wzrok wieża kościoła św.Elżbiety , która góruje nad miastem. Wejście na tą wieżę jest w programie „must see”, ale czy ja muszę się tam wdrapywać jak już byłam na tarasie Uniwersytetu ?
Jak doszłam do kościoła oglądnęłam jego wnętrze, oczywiście wieży nie przepuściłam.
Pokonałam 304 schody, bardzo wąską i jednym biegiem kręconą klatką i stanęłam na szczycie.Widok fascynujący , Wrocław leży u moich nóg.
A na dole są również niewidoczne z góry krasnoludki. Pojawiły się one we Wrocławiu w 2005 roku , Szermierz stanął na pl. Uniwersyteckim, Rzeźnik na Jatkach, Pracz Odrzański przy moście Piaskowym, a dwa Syzyfki na ul. Świdnickiej.
Historia wrocławskich krasnoludków sięga stanu wojennego i Pomarańczowej Alternatywy – od 1982r. krasnoludki zaczęły pojawiać się na ścianach – w miejscach, gdzie zamalowano nielegalne napisy.
Dałam się wkręcić krasnoludkom i bez mapy poszukiwałam ich wytrwale podczas całego pobytu we Wrocławiu. Oglądałam nie tylko piękne secesyjne kamienice ale patrzyłam również pod nogi aby nie przeoczyć żadnego krasnala. Moja kolekcja to 20 krasnali a jest ich podobno dużo, dużo więcej.
Po południu jedziemy do Hali Stulecia na spektakl Makbet. Opera wystawiona jest z wielkim rozmachem. Scenografia bardzo bogata, chór i balet jako uzupełnienie wspaniałych arii solistów dają poczucie , że trud wyjazdu nie poszedł na marne a ja się przeniosłam w zupełnie inny świat.
Jeszcze wieczorem spotkałam największego krasnoludka i wiele kotów dla Zuli.