Odjazd jest o 6 rano i 253 km pokonujemy w 4 godziny z jednym postojem na toaletę i drobne zakupy.
Krajobraz się zmienia często, pada deszcz a nawet deszcz ze śniegiem.Przejazd tej trasy bardzo ciekawy. W Tbilisi wysiadamy przy Placu Wolności obok Baru Warszawa, gdzie jest pełno kantorów i wymieniamy dolary na lari, kursy bardzo różne ale trzeba sprawdzić czy jest taksa za wymianę i dopiero wtedy wymieniać pieniądze.
Mieszkanie mamy niedaleko przystanku metra Rustaweli,powyżej Filharmonii i radzą nam podjechać autobusem, chętni Gruzini udzielają informacji skąd i jakim autobusem dojechać do Filharmonii.Wsiadamy do autobusu ale nie mamy biletów, 20 Lari to za duża kwota aby kierowca mógł wydać 19 lari- jeden przejazd to 0,50 lari. Stwierdził" ja was prigłaszaju, sadites"
czyli zapraszam was, siadajcie. Język rosyjski jest tu bardzo pomocny więc odświeżamy sobie w szybkim tempie zapomniane słowa i na przemian mówimy po rosyjsku i angielsku więc dajemy radę .Na nastepnym przystanku wchodzi kontroler , nam nie sprawdza biletów, bo kierowca coś mu powiedział. To tylko w Gruzji tak może być :).
Bez trudu docieramy na kwaterę z lat 60-tych. Po drewnianych schodach docieramy na 2 piętro, zostawiamy bagaże i pomino drobnego deszczu wuszamy na rozpoznanie okolicy. Jesteśmy zaskoczone biedą społeczeństwa a szczególnie starszych ludzi, którzy nie tylko sprzedają różne rzeczy na ulicach lub targowiskach ale też żebrzą na centralnej najbardziej reprezentacyjnej ulicy Tbilisi Szota Rustwalego.