Jak już pisałam, zaplanowałyśmy jeszcze raz odwiedzić wyspę Sant Antioco. Trasę wybieramy wzdłuż morza i za Portovesme zjeżdżamy w kierunku Salin gdzie spodziewamy się flamingów, tak mówią mapy. Jest woda są rybacy , droga terenowa i są tylko czaple. Włosi nam pokazują ,że mamy jechać dalej i wywieźli nas na brzeg morza z kamiennym wałem i rodzinką wypływającą łódka na spacer. Robimy parę fotek i jedziemy dalej.Jadąc groblą widzę flamingi. Zatrzymujemy się na wąskim pasie pobocza , montuję teleobiektyw i mam upragnione ptaki. Są cztery blisko, na tyle ,że widać różowy kolor nóg i skrzydeł. Jeden jest szary , może młody. Jednego łapię w ruchu jak biegnie po wodzie i macha skrzydłami. Jestem szczęśliwa ,że się udało. Mogę jechać dalej do Sant Antioco.
Zatrzymujemy się przy moście rzymskim , który kiedyś wiódł do miasta, poszukujemy dwóch skał wychodzących z morza, Księdza i Zakonnicę ale bez rezultatu, może błąd redakcyjny przewodnika ?
Teraz odwiedzamy inne rejony miasteczka, wychodzimy na szczyt wzgórza na którym leży miasto i znajdujemy resztki muru punickiego i Mauzoleum Rzymskie oraz piękne widoki na miasto i morze oraz rodzinkę ze szczeniętami.
Oczywiście wypijamy kawę i jemy lody w kawiarence pod drzewami i dowiadujemy się ,że to aleja z fikusa benjamina a nie z pinii.
Kolacja zaplanowana na grobli ale dopiero o 20 tej.