Nowe miejsce wymusza na nas wyjście na śniadanie na miasto. Hostel bez śniadania ale z dobrze wyposażoną dużą kuchnią. Trafiamy w stary zaułek koło pozostałości klasztoru dominikańskiego. Siadamy w słoneczku i delektujemy się pyszną kawą.
Tuż obok jest piękny Pasaż św.Katarzyny, gdzie jest duży tłok, wycieczka za wycieczką tutaj zagląda. Mieszczą się tutaj stylowe winiarnie oraz warsztaty połączone z galeriami.
Wędrujemy na Rynek i nie byłabym sobą gdybym nie weszła na wieżę Ratuszową. 150 schodów nie było łatwo pokonać bo nie ich liczba ale wąskie schody i bardzo wysokie stopnie w górnej partii wieży utrudniały wejście. Gdyby nie lina zamocowana jako poręcz chyba bym nie dała rady wejść.
Trud był wart widoku co pokazują zdjęcia na 4 strony Tallina.
Kolejne urocze miejsce to stara apteka magistracka działająca tutaj od 1422 roku.Zauroczyły mnie dwie pękate butle w których odbiłały się do góry nogami kamieczniczki z Rynku .
Poniżej apteki zaglądamy do Kościoła św. Ducha z pięknym tryptykiem rzeźbionym i malowanym,autorstwa Bernta Notke oraz renesansową ambonę. Jest on też autorem" Taniec Śmierci" w Kościele św. Mikołaja, który teraz jest sala koncertową. Znakiem rozpoznawczym Kościoła św. Ducha jest zegar wmurowany w boczna ścianę.
Zaglądnęłyśmy do licznych pracowni artystów ceramików i podziwiamy ciekawe prace, nawet udał się mały zakup.
Potem udałyśmy się za mury miasta i tam niespodzinka, wystawa kompozycji kwiatowych i rzeźb co bardzo ożywia kamienne miasto.
Po obiedzie ja wędruję dalej w zaułki Toompei, zaglądam na podwórka, ciągle widzę koty dla Zuli i mamaMa. Pod Operą i Filharmonią - mieszczą się w jednym budynku parking zamykają barierki - ręka dyrygenta z batutą a z drugiej strony to były struny harfy ale zdjęcia nie zrobiłam :(