Noc była krótka, śniadanie o 8 rano oczywiście w formie stołu szwedzkiego, bardzo smaczne ale brakowało warzyw, był tylko świeży ogórek .
Towarzystwo schodzi się pomału i w grupach ruszamy do Ratusza na uroczystość zaślubin.
Kopenhaga budzi się powoli po piątkowej nocy. Spacerkiem w ciągu 20 minut idąc główną ulicą spacerową Ostergade , Nygade dochodzimy do placu Ratuszowego.
Teraz się przekonujemy, że hotel jest położony idealnie.
W środku Ratusza czeka na nas para młoda, witamy się i przechodzimy do małej salki na piętrze , gdzie Urzędniczka w 10 minut załatwia formalność. Salka jest tak mała ,że wszyscy stoimy i po powiedzeniu przez młodych tak i pocałunku schodzimy do głównego holu , bo następni czekają.
Po złożeniu życzeń i zdjęciach pamiątkowych w różnych konfiguracjach rodzinnych , spacerkiem udajemy się na wyspę Christiania do Bastionu Loven , na małą uroczystość.
Pogoda jak na Kopenhagę dopisuje, nam humory też. Mijamy Tivoli, o tej porze nie ma jeszcze wielkiego ruchu na ulicach, tylko rowery przemykają na specjalnie wydzielonym szlaku rowerowym.
Dookoła mnóstwo kwiatów , w przeróżnych zestawieniach, podziwiam róże pnące wysadzone tuż przy domu i ozdabiające wejścia do mieszkań.
Przyjęcie odbywa się w starej willi na terenie parku, miejsce idealne, kameralnie i swobodnie wszyscy się czują. Wita nas szampan i rozgrzany grill ale zaczynamy od maleńkich zakąsek- maleńka zielona papryka faszerowana serem, maleńkie łódeczki z sałaty z łososiem , czy tościki z przegrzebką, jemy na stojąco popijając winem , piwem, szampanem co kto lubi.
W przerwie są przemowy , mamy do syna, mamy do córki i kolejnych gości. Język mieszany raz po duńsku, raz po rosyjsku, raz po angielsku lub po polsku. Oczywiście napitki rozwiązują języki i starsze pokolenie przypomina sobie zapomniany język rosyjski aby porozmawiać z rodzinną panny młodej.
Polska delegacja z przyśpiewkami pobiła wszystkich, szczególnie gdy część rodziny duńskiej do nas dołączyła. Niech inni zobaczą jak się świętuje w Polsce takie wydarzenie.
Kolejnym punktem programu był grill, bardzo wytworny- krewetki ze szparagami jak szaszłyk, polędwiczki z kurakami, czy ogórek owinięty w szynkę parmeńską i pokrojony na porcje oraz jagnięcina. Bez chleba, sałatek czy ziemniaków. Po prostu piknik.
Cały czas piliśmy toasty, aż przyszła pora na oglądanie prezentów przez nowożeńców.
Na deser był 4 piętrowy tort, rabarbarowo, wiśniowy z bitą śmietaną.
Przyjęcie trwało 5 godzin ale tańcy nie było.
Po odświeżeniu się w hotelu jeszcze wyszliśmy zobaczyć Jazz Festival i miasto. Kopenhaga w sobotę się bawi.