Na dzisiaj jest moc wrażeń zaplanowana.Zaczynamy dzień od Katedry św.Krzysztofa, jeszcze w pod takim wezwaniem nie widziałam.
Potem alaja ambasad najrózniejszych w tym z Polskiej wyjeżdżał nawet samochód.
Potem na dłużej zatrzymujemy się pieknym miasteczku Golbourn.Co kosciół to ładniejszy a nawet maja białe papugi na czerwonych drzewach :)
Na kawę wpadamy do Sanktuarium Maryjnego czyli Jasnej Góry w Australii czyli do Zakonu Paulinów.
W buszu piękne kapliczki róznych św.oraz grota z Matką Boską z Lourd.
Droga jest nadzwyczaj piekna, zielono jak w Polsce tylko w polach stoja od czasu do czasu palma.
Piknik mamy w Parku przy Fitzroy Falls czyli wodospadzie.Nie ma czasu zeby połazić po lesie bo potem pędzimy krętymi drogami do Sydney przez Kangaroo Valley czyli z jednej góry zjeżdżamy do doły serpentynami aby za chwilę byc na kolejnej górze. Wrażenie niesamowite. A las to dzungla, gdzie pnącza oplataja drzewa.
Z gór jedziemy teraz trasą nadmorska i odwiedzamyKiame znaną z Blwhole, czyli w wielkiej skale jest otwór ,że jak jest duża fala to w skale wybija fontana wody.my nie mieliśmy szczęścia, tylko jekka bryza była.
Dalej wybrzeżem wpadamy na plaże w Wolongong gdzie latarnia bieleje na tle granatowego morza i zajeżdżamy jeszcze do olbrzymiej światyni buddyjskiej.
Wrażeń co nie miara a na koniec noc w Sydney przez które przejezdżamy do domu.
A wszystko to za przyczyną Haliny ,że rodzina nawaliła i nie miałam gdzie mieszkać w Sydnej i że Mar z Benita mają takiego znajomego co lubi podrózować i że zechciał się mna zaopiekować , czyli ktos nade mną czuwa :)
Thanks for all Stan ( Staszku )