Wyruszamy o 7 po znajomego Rendala, starszego pana po 70-ce , ma nam towarzyszyc w wycieczce do stolicy. Droga urocza, juz widac jesień , tutaj jest zielono , jak rzadko kiedy.
po drodze zatrzymujemy się w małym miasteczku a potem pod wielka owcą w Golbourn.W srodku jest muzeum ale nie było czynne.
Prosto jedziemy do Parlamentu, miasto nowe , dobrze zorganizowane i ma piękne jezioro gdzie sobie pozniej robimy piknik.
Sam Parlament nie przypuszałam,że zrobi na mnie takie wrażenie, duzo tu koloru niebieskiego eukaliptusa, jest cała sala posiedzeń w tym kolorze, mozna wejść na dach i podziwiać widoki z góry na Muzeum wojny Anzac.
Drzewa w Canberze maja najróżniejsze kolory , są nawet prawie czarne a do tego różne kształty od kuli po stzreliste topole lub koronkowe eukaliptusy.
Po lunchu jedziemy do Muzeum , jest ono ogromne, mozna tam spędzić pełny dzień i będzie jeszcze mało, duzo jest rekonstrukcji scen batalistycznych, eksponaty , a obok obrazy , do tego rzezby i postacie jak zywe nawet widziałm V1.
Najwieksze wrazenie jednak zrobiły na mnie tablice z nazwiskami zabitych zołnierzy gdzie pomiędzy płyty wkładane są czerowne maki.
Na koniec dnia jeszcze widok z gory na miasto a potem pedzimy do Ojcow aby sie ulokowac na nocleg.
Wieczorem wypad na kolacje i lody do centrum o nazwie Manuka.jemy w restauracji mongolskiej, każy wybiera potrawę a potem próbujemy każdą , ja wybrałam kaczkę ale moim towarzyszom nie przypadła do gustu i jedli kurczaka z imbirem oraz jagnię z czymś tam.Poniewż oni lodów nie serwuja to wpadamy na lody do Włochów :), nie tylko ja nie odmawiam lodów ale Stan tez :)