Dla Zuli na niedzielny poranek przygotowałam specjalny wpis o tym jak Chiny na mnie wpłynęły, podróż pomału dobiega końca.Magiczna wioska nad kanałami , urocze mostki a wzdłuż nabrzeży pełno atelier fotograficznych z sukniami gejsz, ślubnych a nawet strojów europejskich. Wszystko po to aby na chwilę przeistoczyć się w kogoś innego.
Nie mogłam znaleźć sukni , która by mi wpadła w oko, początkowo byłam nawet sceptycznie nastawiona ale w końcu pomyślałam,ta suknia mogłaby być !
Wcisnęłam się w niebieską suknię ze złotymi wykończeniami, usiadłam na krześle, gdzie zręczne ręce udrapowały misterna fryzurę z pięknymi ozdobami, zupełnie nie zdawałam sobie sprawy jak wyglądam, szczególnie ,że musiałam zdjąć okulary.
Reszta to już zupełna magia. Zostałam wyprowadzona nad brzeg kanału, gdzie zostałam posadzona przed harfą, pod dyktando fotografki przyjmowałam pozy, robiłam miny, patrzyłam tam gdzie mi wskazywała .
Potem była huśtawka,wąchanie piwonii przypiętych do drzewa , schodki nad kanałem z wachlarzem i parasolką. Na szczęście aparat trafił w odpowiednie ręce ( dzięki Dominika ) i cała sesja została utrwalona.Miałam nawet przebłysk ,ze mam jeszcze aparat w telefonie i dzięki koledze z wycieczki mam tez zdjęcia w telefonie.
Zabawa była przednia, obok robiła sobie sesję w sukni ślubnej koleżanka i mnie nie poznała, a Wy co czytacie ten blog poznajecie mnie ?
Za 30 yuanów czyli 15 złotych kupiłam 3 zdjęcia a zabawy miałam co niemiara .