Dzień zapowiada się pięknie a my dzisiaj wyjeżdżamy do Batumi. Dworzec autobusowy jest koło McDonalda, chociaż trudno to nazwać dworcem, ale marszrutka stoi więc wszystko OK.
Do miejscowości turystycznych busik ma tabliczkę nie tylko po gruzińsku ale i po europejsku. Płaci się u kierowcy 5 lari i czeka na odjazd.
Przejeżdżamy koło lotniska Kopitnari , na którym w nocy lądowaliśmy.Droga biegnie szeroką doliną a po obu stronach widać wysokie góry, często ośnieżone.
Do Batumi dojeżdżamy wzdłuż wybrzeża od miasta Kobuleti i już widać ,że miasto korzysta z tego ,że leży nad morzem. Ostatni odcinek drogi to zjazd z wielkiego klifu na wybrzeże.
Widok Batumi jest fantastyczny.
Batumi najbardziej mi się kojarzyło z piosenką Filipinek „Batumi , eh Batumi” , herbacianymi polami oraz Morzem Czarnym. To położenie jest największym atutem miasta. Wzdłuż wybrzeża ciągnie się promenada , z czekającymi na turystów pamiatkami, miejscowi łowią ryby a w oddali widać , że miasto jest nowoczesne i tym się chlubi, część XIX-to wiecznej zabudowy jest odnowiona. Jest słońce, palmy i morze, czego chcieć więcej.
Symbolem wielowiekowej historii miasta, jest osadzony tutaj jeden z wątków mitu o Argonautach - spotkanie Medei, córki króla Kolchidy (obecnie zachodnia Gruzja) z Jazonem, oraz ich wspólna ucieczka przed jej ojcem po odnalezieniu złotego runa.
Odnajdujemy skwer gdzie centralnym punktem jest pomnik Medei. Wszystko pachnie złotem.
Jest niedaleko odnowiona cerkiew, zaglądamy do meczetu Orta Dzhame oraz kościoła dawniej katolickiego a obecnie prawosławnego, gdzie oglądaliśmy uroczystość zaślubin a potem kolejką wznosimy się na wzgórze, żeby zobaczyć panoramę miasta.
Wrażenie niesamowite , chociaż jakby się przypatrzyć miastu bliżej to nie wszędzie jest tak pięknie. Są jeszcze niebrukowane ulice, podwórka zapuszczone ale ogólnie miasto stara się błyszczeć . Pól herbacianych nie widziałam...
Przy porcie widzimy dwie 7-metrowe, stalowe sylwetki kobiety Nino i mężczyzny Alego, które się obracają i co pewien czas spotykają się i zastygają w namiętnym pocałunku, aby za chwilę znowu się od siebie oddalić. My nie doczekaliśmy tego momentu. Ten pomnik, symbol miłości opowiada historię nieszczęśliwej miłości dziewczyny, chrześcijanki z gruzińskiej rodziny książęcej i chłopaka, muzułmanina z Azerbejdżanu.
Miło by było jeszcze tu na chwilę zostać ale czas wracać do Kutaisi. Busik miał odjechać o 16 ale odjechał z opóźnieniem i droga spowiła się mrokiem. Po trzech godzinach docieramy do celu.