Autobus miejski 417 za 1,50 euro zawiezie nas do maleńkiej miejscowości Kiti. Wyjazd za miasto pozwala zawsze popatrzeć na lokalny pejzaż, pozmawiać z ludźmi i sprawdzić się , bo to zawsze podróż w nieznane.
Jedziemy ok 50 minut, wyjeżdżamy z miasta i mijamy słone jezioro, które leży na obrzeżach Larnaki i jest miejscem piknikowym dla miejsowych. Przejeżdżamy przez lotnisko i mkniemy w kamienny krajobraz pomimo wiosennej pory. Tutaj już po sianokosach, zieleni niewiele.
Jedziemy zobaczyć bizantyjski kościół Angeloktisti z pięknie zachowanymi mozaikami. Kierowca nas wysadził na pierwszym przystanku w Kiti a powinien podwieźć nas prawie pod sam kościół. Niestety możemy kościół podziwiać tylko z zewnątrz, jest więcej takich osób które zastały kosciół zamknięty.
Sam kościółek jest pieknie położony, kiedyś pewnie otaczał go sad oliwkowy, widać stare przycięte drzewa.
Udajemy się do centrum miasteczka aby coś przekąsić, zaglądamy do malutkiego kościółka, o którym nie ma wzmianki w przewodniku, ale on jest otwarty więc zaglądamy.
Znajdujemy jedyny otwarty lokalny klub czy kawiarnię ze starymi mężczyznami pijącymi kawę i grającymi w ich ulubione gry, jest klimatycznie, zamawiamy lokalne piwo a właściciel nas częstuje jeszcze serem,oliwkami , pomidorem i chlebem bo nic nie ma w ofercie do podania. Ten gest nas urzeka bo nie chce zapłaty za poczęstunek.
Wracamy na główną drogę aby złapać autobus powrotny, jeszcze zagladamy na mały cmentarzyk i do cukierni, gdzie świąteczne wypieki mienią się kolorami i błyszczą lukrem.
Zjadamy lody i wracamy do Larnaki.