Wyjazd z Warszawy zaplanowany na wczesne godziny ranne, przesunął się na 11, tak,że 1 przystanek wypadł w Lublinie w środku dnia.
Byłam bardzo zaskoczona miastem tętniącym życiem , czystym i pełnym młodych ludzi oraz licznych turystów.
Samochód porzuciliśmy na 2 godziny i spacerkiem poszliśmy na stare miasto i kawę.
Plac Litewski dwa lata temu dostał nową szatę i wygląda europejsko z fontanną z pomnikiem J. Piłsudskiego i bez samochodów.
Po drodze minęliśmy koziołka z herbu miasta, kościół św. Ducha i doszliśmy do Bramy Krakowskiej a następnie Katedry. Wszędzie było widać plakaty mówiące o 450 latach od zawarcia Unii Lubelskiej i miasto wyglądało odświętnie.
Z katedry prześliśmy kolorową uliczką do Bazyliki św Stanisława a po drodze zauroczył mnie projekt - wg obrazu Pietera Breugla "Przysłowia". Lubię zobaczyć coś orginalnego i czasowego a ten projekt świetnie się wpisał w ten zakątek starego miasta.
Potem przeszliśmy do punktu widokowego- w dole ruiny po farze a w oddali na wziesieniu widok Zamku Lubelskiego.
Aby tam dość skęciliśmy w uroczą uliczkę z restauracjami, z domem udekorowanym kocimi portretami, bo tu mieszkał Andrzej Kot- grafik, kaligraf, zecer, typograf, ilustrator książek i chyba miłośnik kotów.
Na zwiedzanie Zamku nie było czasu ale jego położenie jest urocze, ze wzniesienia roztaczają się cudowne widoki na miasto.
Zaglądamy jeszcze do kościoła Karmelitów Bosych i wracamy do samochodu, pora jechać dalej.