troche bylo przerwy bo oddalam sie w calosci podrozowaniu :) jak radzila mi Jagunia a teraz nadrabiam zaleglosci.
Niespodziewanie dowiedzialam sie ze moge dolaczyc do Edmunda brata Haliny i wyjechac do buszu czyli miejscowosci Toodaya, czytaj tudzaj . Co za wielka radosc zobaczyc troche innej Australii . Ziemia tu czerwona, laki zoltre tak, ze owieczek na nich nie widac bo tez sa zolte, kroey chowaja sie pod uschniete dzrewa zeby zlapac troche cienia.Jedzie ze mna pani Wiesia, ktora jak sie pozniej okazalo krolowa remika.Jedziemy na 83 urodziny pani Geni tesciowej Edmunda. ja wioze pare suvenirow z Polski , od Haliny kiszone ogorki wg podobno mojego przepisu.Po drodze mijamy domki z blachy falistej , samo misteczko to jedna ulica i domki jak bungalowy.Pani Genia ma maly domek zbudowany obok wnuczki i wszyscy sie spotykamy na przyjeciu. Gdy mi sie oczy kleily od zmeczenia i slonca zeszla rozmowa na karty i oczywiscie podlo haslo to gramy w remika.Czulam sie jak u cioci Siaski w Biezanowie.A tu Australia drugi koniec Swiata.Byl moment ze wygrywalam 4 A$ ale suma sumarum zostalo tylko 90 centow :) tez dobre !!!
W drodze powrotnej skrecilismy z drogi aby zobaczyc miejsce gdzie byl ogromny pozar i spalily sie 29 domy. Pozar byl w grudniu a spalenizne czuc bylo jeszcze dzisiaj.