Singapur to miasto lwa a ja jestem czolg, ktory wyszedzie dotrze :) ale po kolei.
Po pierwsze rada dla podrozujacych, nie korzystac z internetu hotelowego, kiepski sprzet, transfer gorszy niz w miom komputerze( Magda wie co to znaczy ), i zdjec sie nie udalo zrzucic, wiec dziaisj po ciezkim dniu , bo jest 22,13 siedze w kawiarence i pisze.
Przestawic sie z nocy na dzien nie jest latwo, przespalam 2 godziny i potem juz ani rusz czyli poszlam spac o 5 ej po poludniu a wstalam o 12 tj . Musialam zrobic przerwe na sjeste bo nogi mi odmowily posluszenstwa. Zwiedzalam na piechote kawal miasta , poprzez Little Indie, gdzie wszystkie swiatynie hinduskie dokladnie mi sie pomieszaly a nazw nie jestem w stanie spamietac.Sa bajecznie kolorowe co mam nadzieje zobaczycie bo zdjecia sprobuje dzisiaj zaladowac.Ziwedzilam muzeum sztuki wspolczesnej i tan poznalam przesympatyczna starsza pare z Austaralii a dokladniej z Melbourne i jestesmy umowieni na kawe jak bede tam pare dni.Muzeum wspaniale , szkoda ze nie znam lepiej sztuki wschodu , zalacze pare zdjec bo mozna bylo robic bez flesza.Stantad poszlam do Chinatown i malo co zobaczylam bo wszedzie wykopki i zawrocilam do domu .Udalo mi sie skorzystac z automatu na bilet do metra co w calee nie jest takie proste. Z angielskim nie mam problemow tu wiekszosc mowi po angielsku a szczegolnie Chinczycy , ktorzy pracuja w City i jest to ich jezyk podstawowy.Z jedzenia to w hotelu bylo sniadanie z pierozkami pikantnymi wiec sobie podjadlam , potem shake ze zlotego mango , poezja a wieczorem zupa wulkan i byl to wulkan ostrosci !!! wiec musze uwazac :) a na deser lody pod najwieksza fontanna swiata , noca wyglada super ale nie jest latwo trafic bo trzeba sie przedrzec przez centra handlowe i nie widac jej z daleka.