Sobote zaczynamy od zakupow, czego , ogorkow oczywiscie abty ukisisc.Nie jest latwo takie znalezc , jedziemy do Greka , gdzie wybieramy wszystkie jakie daja sie ukisic :)
Powrot do domu i pakujemy sie do Fremantle , uroczego misteczka, portu nad Oceanem Indyskim.Tutaj przyplywaly statki z dziecmi z Afryki i wiekszosc uchodzcow przyplywala tutaj nawet pozniej.Odnajdujemy na tablicy pamiatkowej rodzine Czekalowskich . Kazdy kto przyplynal do Australii statkiem do Fremantle moze za 60 A$ wpisac sie na okolicznosciowe tablice "Welcome Walls".
Tutaj robi sobie para mloda sesje fotograficzna.
Potem jedziemy ogladac wiezienie na wzgorzu z widokiem na port.Klopot tylko z parkowaniem , wiec Halinka zostaje w aucie a ja ide na gore i robie sobie pamiatkowe zdjecie z armata :)
Jak sie pozniej okazalo , ze jest jakis kiermasz w parku, tlumy ludzi i tylko pognalysmy na fish and chips do
Pakuja rybe z frytkami w papier, kiedys pakowali w gazete taki obyczaj , ryba pycha a frytek nie dalo sie zjesc i zabralysmy na niedzielny obiad.
Powrot do domu inna droga .