Z samego rana pobiegłam zobaczyć zdechłe indyki, już były trochę zdechłe :) Ala mi nie dała wypocząć i zorganizowała wyjazd na targ do Subiaco a potem z Marem na tamę koło Armadale.Przed wyjściem jeszcze pstryknęłam zdjęcie opolskiej porcelany do której dołączył talerz okolicznościowy upamietniający nasze spotkanie 30-lat temu w Krakowie- dzięki Marysiu za pomysł i realizację.
Zanim doszłysmy do dworca Ala mi pokazuje na cała ścianę portret kobiety a to Marylin Monroe wykonana z filiżanek do kawy !!!!
Na targu zaciekawił mnie owoc nazywający się Dragon czyli smok ale nie próbowałam.
Pociągiem dojeżdżamy do Mara, Romek je mi z ręki pączka i jedę z Marem i Romkiem zobaczyć tamę O'Connore w Mundaring Weir bo jak się okazało to stąd idzie rura do Kalgoorlie.Po drodze fontanna w kształcie szyszek eukaliptusa , widok ze wzgórz na Perth aż ukazuje się nam wielki malowniczy zbiornik z wodą.
W drodze powrotnej przed domkiem pasą się dzikie kangury i wracamy na kolację u Jeffa i Kethleen( nie wiem jak to imię się pisze ).To są sąsiedzi Mara i Benity.
Zjezdża się cała rodzina Mara , gościnność Jeffa i żony jest ogromna.Serwują 5 rodzajów mięsa , rybne curry , ochrę ( coś jak wąska papryczka zielona ) dla 18 gości a na deser strudel jabłkowy z bitą śmietaną oraz deser z mleczkiem kokosowym i cukrem palmowym.Nie wspomnę o alkoholu :)
Wracamy po 23 i ide ogladać zdechłe bardziej indyki i są !!! ale do tego 10 pięknie rozkwitłe kwiaty i zapach niesłychany ale zdjęciem tego Wam nie przeslę , musicie uwierzyć na słowo.