Milo jest po lesie pelnym zieleni zobaczyc troche pieknego miasta.Przyjechalam pociagiem z Belgrave za 2,80 prosto do centrum a tuzycie kwitnie bo niedziela,tlumy ludzi chodza siedza i sie bawia.Troche szybkich zdjec i ide do Parku Fitzroy bo wczoraj go jakos ominelam. Wczoraj widzialam zywego possuma a dzisiaj na trawniku w parku lezal niezywy :(, tez mi smutno.Ale zaraz byly papuzki i piekne kwiaty wiec nie jest tak zle.Tramwajem dojechalam do konca ale nikt po mnie nie wyjechal wiec sama ruszylam do domu kretymi uliczkami.Trzy razy zapytalam bo tu ludzie chodza po ulicy i trafilam.Sue jeszcze sprzatala a El nie zdazyla odebrac telefonu.Jak wpadla Sue po pracy zarzadzila wyjazd na kolacje do Sophii .Jedzenia zamowila w bod ale co sie nie zje to pakuja do domu.Na koniec zamowila lody ,wielki puchar.Je sie je na spolke a efekty jedzenia na zdjeciach :).Gdyby ktos chcial wpasc na pyszne i tanie jedzenie do konieczniedo Zoski Loren na ul Burke w Melbourne.
A na przeciwko jest Cheap Monday,kto jest wtajemniczony to wie co to jest.
W domu jeszcze tort pozegnalny wraz z Chese z Korei ktory nie byl z nami bo sie uczl to drugi lokator Sue.I tak dobiega moj czas w Melbourne.Troche tu chlodno i zmiennie jak w Europie ale goscinnie i miloaz szkoda wyjezdzac.